bo to, wiadomo przecie co to jest, reumatyczny atak na piersi. Proszę cię w tym wieku.
— Tak, i ja słyszałem, że się polepszyło — odparł zimno Sylwester.
— A rejenta nie ma?
— Nie ma.
— Kiedyż się go spodziewają? — spytała hrabina Buska z kanapy.
— Właśnie chciałem się dowiedzieć coś o tém i chodziłem do Migury, ale ten pan rządca jakoś o niczém nie wié.
— Jakto nie wié! co to nie wié? — odezwała się Ozorowska — oni nam tu nic nie powiedzą. To system. Pytam się o co Rzęsnowskiego, stała odpowiedź: nie wiem; ksiądz wikary odpowiada tak samo, nawet głucha Deręgowska o niczém nie wie. Cóż my wiedzieć możemy?
— Mniéj niż wszyscy — dodał Sylwester.
— Jeszcze to łaska wielka, iż nam dla uspokojenia raczyli powiedzieć, że jest lepiéj. Do drzwi nas nie dopuszczają. Maryla chciała mieć to szczęście podzielać trudy panny Zofii, i to się nie podobało, odprawiono ją grzecznie. O mnie mowy być nie może. Panna Zofia, jedna panna Zofia, tu nie ma więcéj nikogo nad nią.
Kazio i Sylwester na to wspomnienie z porozumieniem spojrzeli na siebie i nawet odwrócili oczy.
— W końcu — poczęła powoli hrabina Buska — rola nasza tutaj staje się śmieszną. Wygląda to, jak gdybyśmy u progu czekali i czyhali na zgon téj nieszczęśliwéj podkomorzynéj.
— Przecież w takim momencie odjechać niepodobna — przerwała Ozorowska — sama widzisz. Toby jeszcze gorzéj wyglądało.
Nikt się nie odezwał, a że właśnie wchodził porucznik, bo godzina herbaty się zbliżała, rozmowa zupełnie została przerwaną. Gondrasz wlókł się smutniejszy niż kiedy, więcéj z na-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/255
Ta strona została przepisana.