wytrzymały, o swoje dobro troskliwy a przytém uczciwy zarazem, rejent Łuczkiewicz nie łatwym był do ujęcia i pokierowania, choć na oko wydawał się dobrodusznym i łatwym.
Gdy służył, kazał sobie płacić dobrze, ale do paskudnéj sprawy, za żadne w świecie pieniądze nie przyłożył ręki.
Markotno mu było bardzo, że się przypóźnił i podkomorzynéj przy życiu nie zastał, nie tyle może dla własnego interesu, jak, iż, wedle wszelkiego podobieństwa i powszechnego rozgłosu, coś dla uboższéj familii zmarła zapewne uczynić chciała.
Na żądanie Migury, z pieczęcią swą i świadectwem osobistém stawił się do opieczętowania, ale teraz już tu daléj nie było co robić, chciał jechać. Gospodarujący tu już Mylscy żółć w nim burzyli.
Szedł na folwark do Migury, gdy na drodze go pod rękę chwycił porucznik Gondrasz. Znali się zdawna i byli ze sobą wyśmienicie, bo się ich demokratyczne zasady ze sobą zgadzały. Łuczkiewicz go nie widział od zmiany jego losów na lepsze, słyszał tylko o tém. Był pewien, że porucznik gdzieś już na Mazowszu gospodarzy, zdziwił się a ucieszył niemało, zobaczywszy go.
— Chodź do mnie, rejencie, na chwileczkę, chodź do mnie, zaklinam cię, rady twéj potrzebuję.
— Służę, służę...
Gondrasz był zgryziony i gniewny, oczy miał z płaczu i wzburzenia czerwone, twarz zmienioną. Począł najprzód całować Łuczkiewicza i ściskać go.
— Dobrodzieju mój — rzekł — trafiłeś tu na tragedyę, któréj ty może się i nie domyślasz, boś tylko cząstkę jéj widział. Podkomorzyna w ostatnich czasach wzięła była do siebie ubogą krewnę, serce złote, poczciwą, dobrą, cichą, cierpliwą a mężną... Co jéj tu ta familijka dokuczała, Bóg tylko wie i ona, bo nie skarżyła się nikomu. Jam widział trochę. Podkomorzyna się do niéj przywiązała jak do własnego dzie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/264
Ta strona została przepisana.