Łuczkiewicz, którému w ciągu całego jego zawodu nigdy się pewnie uic podobnego nie trafiło, słuchając osłupiał, choć zimny uczuł się wzruszonym, serce mu uderzyło, pochwycił Gondrasza i począł go ściskać wołając.
— Poczciwy mój poruczniku!
Ten mu się wyrywał.
— Co tam poczciwy! daj-no bo pokój, nie ma się nad czém rozpadać, rzecz bardzo prosta. Płacę dług, rozumiesz...
— Dobrze, ale posłuchaj-że mnie — rzekł Łuczkiewicz.
— Co mam słuchać? czego? po co? rób to o co proszę, a mądrze, a subtelnie, tak jakbyś szelmostwo chciał popełnić.
— No, dobrze, dobrze — odezwał się Łuczkiewicz śmiejąc — ale wprzódy mnie posłuchaj...
— Cóż ty mi powiesz? Odradzać mi będziesz? reflektować? to darmo...
— Słuchaj-że przecie...
Gondrasz zmuszony, padł na krzesło westchnąwszy i chustkę dobywszy z kieszeni, począł ją zwijać, składać, miąć, nie patrząc już na Łuczkiewicza.
— Wszystko to co chcesz zrobione być może — rozpoczął rejent — ale trzeba zaczekać aby się najprzód wyświecił stan rzeczy. To pewna, że podkomorzyna zrobiła przed laty, po śmierci córki, testament; nie ulega wątpliwości, że jest złożony w aktach. Jednakże nikt a nikt nie wie co się w nim zawiera. Domyślają się ludzie, iż nie znając naówczas rodziny swojéj, która ją odepchnęła, zapisała wszystko Mylskim. Może to być, ale o rodzinie wiedziała, któż wie? pamiętać o niéj dla tego mogła! Kto znał nieboszczkę temu to na myśl mimowoli przychodzi! to raz; — powtóre, mogła dać jéj ciepłą ręką. Po cóż będziesz, poczciwy, dobry, zacny mój poruczniku, kładł dwa grzyby w barszcz? Najprzód wiedzieć trzeba jak stoimy.
— Jak stoimy? źle stoimy! — począł Gondrasz — to nie ulega wątpliwości; co ty mi tam domysły prawisz! Gdyby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/267
Ta strona została przepisana.