Zadanie kryminału, nadużycia zaufania osobie, która, o ile wiem, i na miłość podkomorzynéj nieboszczki potrafiła zasłużyć i powszechnie tu była szanowaną, jest rzeczą mogącą za sobą pociągnąć odpowiedzialność, następstwa...
Rejent nie dokończył.
— Ale, proszęż pana! to było w nocy! — przerwał Kazio — jakżeby się to mogło dać wytłómaczyć...
— Ja nie wiem — odparł rejent zimno — lecz, nuż nieboszczka sama oddała do przechowania, do wręczenia komu papiery, nuż panna Zofia sama, dobrowolnie zechce złożyć depozyt?
Kuzynowie spojrzeli po sobie.
— Dobrze — odparł Sylwester — a jeśli przebiegła owa panienka, dziś za nic ręczyć nie można, tymczasem papiery gdzieś daléj puści, przekaże, odda i śladu ich nie znajdziemy?
— A macież panowie powody do posądzania téj młodéj osoby, o któréj tu wszyscy mówią z taką czcią?
— Ze czcią! wszyscy! — rozśmiał się Sylwester. — Kto? Nam ona kością w gardle stanęła. Z niezmierną sztuką, nadskakiwaniem, pochlebstwem, uniżonością, udawanemi czułościami potrafiła sobie zyskać nieboszczkę. Już to samo nieosobliwie świadczy o jéj charakterze. My kilkanaście lat byliśmy na usługach staruszki, ale żeśmy się nie upadlali, została dla nas zimną, ona, zaledwie przybyła, niemal od pierwszéj godziny, odrazu stała się faworytą. Zagarnęła słabą staruszkę, odpędziła od niéj zaufaną, starą sługę, która jéj intrygom mogła stanąć na przeszkodzie. Nas, w ostatnich dniach nawet, na próg nie dopuszczano.
Łuczkiewicz kiwał głową i potrząsał.
— W każdym razie nie życzyłbym panom na lekko tego brać i postąpić nierozważnie...
— Przyznam się panu że znowu stracić może znacznych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/272
Ta strona została przepisana.