funduszów, w ten sposób zagarniętych, nie mamy najmniejszéj ochoty. Rodzina liczna, obowiązkiem jest naszym czuwać.
— Niech się jednak panowie namyślą dobrze — odezwał się Łuczkiewicz — a dopóki to nie nastąpi, nie życzę nietylko kroków czynić żadnych, ale nawet mówić o tém. Jakkolwiek testament istnieje, lecz któż może ręczyć za to co zawiera?
— Podkomorzyna oprócz nas innéj familii naówczas nie znała! — wtrącił Kazimierz.
— Ale wiedziała o niéj dobrze — rzekł rejent — za to ja ręczyć mogę; a któż przeniknie, czy właśnie jéj nie chciała dobrem za złe się wypłacić? Wszystko to być może. Rodzina Mylskich nie ma najmniejszego prawa naturalnego do spadku...
— A! bardzo przepraszam! — przerwał Sylwester — majątek nasz rodzinny wpłynął do massy.
— Tak, ale był na przeżycie zapisany i ja, com się dotykał interesów, mogę zapewnić, że po Mylskich podkomorzyna wzięła tylko długi, które popłaciła.
— A zkądże-by się wzięła ta kolosalna fortuna? — zawołał Kazio.
— Wszystko to dorobkowe, wiele pracy i trochę szczęścia — mówił spokojnie Łuczkiewicz.
Obaj słuchający miny zrobili dziwne, kwaśne i dumne.
— Mamy powody i dowody — wtrącił panosząc się nieco Sylwester — że podkomorzyna o nikim innym nie myślała tylko o Mylskich, którym była wszystko winną. Córka ubogiego bardzo szlachetki, do domu, oprócz znakomitéj piękności, nic nie wniosła. Wychowanie jéj nawet dać musiano. Słuszność więc wymagała po niéj, by dług spłaciła.
— Temu nie przeczę — rzekł Łuczkiewicz — lecz co i jak uczyniła, dotąd nie wiemy, należy więc zażądać od sądu testamentu po pogrzebie, otworzyć go, a dopiéro naówczas...
— Byle to nie było zapóźno! — szepnął Sylwester.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/273
Ta strona została przepisana.