Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/275

Ta strona została przepisana.

ogłuchli, nikogo się dowołać nie byto podobna, z nikim rozmówić.
Śmierć podkomorzynéj, pod któréj błogiemi rządami lat wiele cały zostawał majątek, dała się czuć w najmniejszym jego zakątku. Boleli wszyscy rozmyślając nad tém, co to teraz będzie. Każdy się raczéj lękał gorszego niż lepszego spodziewał. Niewiadomo było jeszcze co się stanie z dobrami Zamszańskiemi.
Właśnie dnia tego, gdy w Wygodzie znajdował się pisarz prowentowy Choberski, przybyły umyślnie z wiadomościami do Berkowskich wieczorem, odbył się pogrzeb wspaniały podkomorzynéj.
Sam gospodarz, mimo chronicznego bólu gardła, byłby zapewne osobiście się znajdował na tym obrzędzie, ale jéjmość nastarczyć sama nie mogła gościom przejezdnym, co chwila o austeryę zawadzającym podróżnym, z Zamsza i do Zamsza dążącym. Musiał więc Berkowski pozostać w domu i dla tego zamówiono sobie na wieczór pana pisarza, jako przyjaciela, aby téż choć na chwileczkę przybiegł i opowiedział jak to się odbyło, i co we dworze słychać.
Z niezmiernie wytężoną ciekawością oczekiwali wszyscy co się téż to stanie. Fama chodziła powszechna, iż testamentem wszystko było Mylskim zapisane. Więc domysły, który z nich fundum odziedziczy? kto tu zamieszka? czy się oficyaliści utrzymają? zostanie-li Migura, czy wyrugują go także?
Po nikim się nic nie spodziewano dobrego! Wszyscy niemal grosza byli żądni, więc przewidywano i podniesienie arend i rozmaite nowe ciężary; przy zmianie nowi ludzie szukają zawsze, choćby dla popisu, z gorliwością źródeł świeżych.
Już późnym wieczorem ściągać się poczęli wszelacy ludzie pogrzebowi: zakrystyany, służba kościelna, bractwa, lud wsi sąsiednich, drobna szlachta i wiele biednych, których podkomorzyna po cichu wspomagała.