Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/278

Ta strona została przepisana.

nie porucznik i nie stara Deręgowska, żywéj duszy by nie było. Jak pogrzeb z pałacu wychodził, tyle że jéj Sprawiński pozwolił pójść za trumną w koniec podwórza, a i tak zasłabła, że ją niemal na rękach do pokoju na łóżko zanieśli.
Że była chora, łatwo było poznać patrząc na nią, aż żal chwytał za serce, ale słyszę familia ciągle gadała wszystkim, że komedyę gra i powtarzali: „Do czego to te komedye! do czego!“ To szczęście dla niéj, że professor jéj znajomy z Kruków, no i Gondrasz tam przy niéj czuwali i ksiądz wikary naglądał, boby jéj łyżki wody nikt nie dał. Z tych pań żadna ani zajrzała...
— Mój dobrodzieju — odezwała się pani Berkowska — nie juści téż podkomorzyna co ją tak kochała, co się tak słyszę przywiązała, nic jéj nie zostawiła?
— A jakże? a kiedy co miała zrobić? gdy zasłabowała a poczuła się źle, posłali po rejenta To cóż? przyjechał rychtyg, gdy nieboszczka skonała.
— To już, proszę, nieszczęśliwa! — westchnęła Berkowska. — No, i ci Mylscy wszystko zagarną.
— A któż? oni! — rzekł Choberski. — Migura, co się z nim popsztykali, to pójdzie z kwitkiem, ta i innych niemało...
— Testament? cóż już czytali?
— Gdzie zaś? kiedy? Dopiero po niego do sądu pojechali, pewnie jutro przywiozą...
— To dopiéro! — westchnął propinator — co się to tam okaże!
— A co? nie co innego tylko familia się podzieli, może sprzeda dobra, bo im grosza strasznie trzeba. Ludzie mówią, że golizna równa pysze, a to wiele powiedzieć! Od ich służby co człek słyszy, włosy na głowie powstają. Ktoby ich poznał jak się to nadmie i wyczupurzy, że wszystko na nich i u nich pożyczane, ano, tak!
— Niech-że Bóg nie daje, aby u nas panowali — odezwał