Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/279

Ta strona została przepisana.

się Berkowski — już bodaj kto kupił, bo człeka ze skóry obedrą.
— No, a pogrzeb? a pogrzeb? — spytała pani Dorota.
— Ludzie powiadają, że z dawien dawna, od śmierci kasztelana, takiego żaden nie pamięta! Katafalk i kościół cały w światłach jarzących, a sukno czarne wykupili na okół do ostatniego łokcia co było. Jak zaczął Migura robić przygotowania do pogrzebu, tak, co państwo powiecie! przyszedł do niego pan Sylwester i powiada: „Do czego to taki ekspens? Nieboszczka nie lubiła zbytków i próżnych wydatków, a tu na jéj pogrzeb państwo sypiecie pieniędzmi jak plewą! Co to będzie kosztowało! Na co to, kiedy i tak wszyscy wiedzą, że podkomorzynę kochano i szanowano, a to...“
— Powiedział to? — przerwała Dorota — ale czyż już wstydu nie mają?
— Powiedział, a Migura mu na to:
— „Niech już nas państwo pociągną kiedy chcą do odpowiedzialności, inaczéj nie może być. Oficyaliści się złożą i zapłacą, kiedy familia nie zechce.“
— Czyż śmiał? — podchwycił Berkowski.
— E! on już ich nie oszczędza, bo wie, że nie będzie w Zamszu...
Ksiądz wikary wyszedł z eksportą na ambonę, począł mówić tylko coś i jak się rozpłakał, a za nim jak nie ryknie cały kościół, tak nie było jednego człeka, żeby się jak bóbr nie spłakał.
Otarła łzę słysząc o tém i pani Berkowska, a propinator żal, który mu serce uciskał, stłumił porterem...
— O! o! nie można powiedzieć — odezwała się sama — pani to była, jakie się już dziś chyba nie rodzą. Dla każdego dobra, słodka, uprzejma. Bywało kiedy spacerem karyolką zajedzie tu pod austeryę, a przyjdę ją przywitać, to jak przemówiła, sam głos za serce chwytał...