— Bo to — przerwał żonie Berkowski — to była jeszcze osoba z tych starych panów, co to panami być umieli. Teraźniejsi, to albo człowieka nie widzą, albo gotowi pod fantazyą z parobkami iść pod ręce, a...
— Został kto jeszcze we dworze i teraz? — zapytała Dorota.
— He! he! tam jak natkał! Nigdzie kąta próżnego, gdyby szarańcza wszystko obsiadła. Tych Mylskich i ich kolligatów, to tam tego, z pozwoleniem, jak...
Tu spojrzał na Berkowską i urwał, niekończąc Choberski. postrzegłszy, że minę uczyniła surową, bo zbyt gminnych wyrażeń nie dopuszczała Berkowska w salonie, ze względu na swe pochodzenie. W izbie szynkowéj łajała czasem i grubo, tam swobodę słowa uznawała zupełną, ale wcale inna rzecz była, gdy się do pokoju bawialnego wchodziło, tu pilnowała, aby się każdy znajdował przyzwoicie.
Zmiarkował to Choberski i urwał.
— No, cóż teraz będzie? co będzie? — westchnął propinator.
— Jutro się to chyba okaże, jak testament przywiozą — mówił pisarz — ale, co mnie tam! ja czy tak czy owak, skoro pana Migury nie stanie, regestra zdam i za służbę podziękuję, żeby mnie złotem obsypywali, nie chcę...
— E! e! co i czego się śpieszyć! — wtrącił propinator — czy to można jeszcze wiedzieć jak się rzeczy złożą! I Migura téż zostać jeszcze może, nie bardzo się oni bez niego obejdą.
Gawędka na tém tle osnuta, przeciągała się do późna, zalewana porterem, z którego Berkowski ledwie wypił pół szklanki, resztę coraz dolewając pisarzowi. Za każdą razą Choberski ręką szklankę zakrywał i wymawiał się, że już będzie za wiele, propinator jednak nie zważając na to, lał przez palce i piło się. Lecz porter i gawęda nie rozweseliły nikogo, owszem smutniejsi niemal, wzdychając, rozeszli się wszyscy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/280
Ta strona została przepisana.