W izbie kilku ludzi, a między tymi i dworscy z Zamsza, pili na frasunek, rozpowiadając o nieboszczce, a odgadując co teraz będzie.
Sąd ich o Mylskich prawie był zgodny.
Pucewicz, ogrodnik, który był człek rozumny i bywały, trafił wszystkim do przekonania, gdy rzekł: — Już to prawda: nie ma gorszego pana jak z Iwana, ale téż i pany te co panami bywali a zgoleli, jak się dorwą znowu do państwa, nie daj Boże pod niemi być.
— Nie daj Boże! — wtórowali mu drudzy.
Do rana niemal, co moment stawał jeszcze jakiś wóz z pogrzebu wracający przed austeryą. Odwożono tędy katafalk pożyczony, mary, lichtarze drewniane klasztorne, których fura była pełna niebiesko malowanych i biało, opony, świeczniki. Za każdym razem dziewczęta i przestraszone i ciekawe wybiegały się przypatrywać zdala, płosząc się i uciekając wnet od strasznego widoku godeł śmierci, które je dreszczem przejmowały. Wśród nocy te deski pomalowane w trupie głowy i kości, wyglądały w istocie przerażająco, z wozów, na których pełno ich było.
Handzia i Maryś, szły koniecznie zobaczyć je, i ledwie ujrzawszy z krzykiem się nazad do izby cofały. Obojętniejszy Wygoń z fajką stojąc na podwórzu, przyglądał się wszystkiému nie tracąc swéj fizycznéj krwi zimnéj. Nie tyle on już widywał po świecie!
Szlachty kilku zabawiwszy się ponczem, zanocowało w Wygodzie, i dzień ko był w ogóle dla austeryi Berkowskich smutny prawda ale w rezultaty obfity. Rzadki jarmark w sąsiedztwie tak kassę zasilił, zapasy wszelkiego rodzaju, likwory szczególniéj, rum lepszy do kropli się niemal wyczerpały. Cygar zupełnie zabrakło. Po obliczeniu się wieczorném jéjmość powiedziała sobie w duchu, że kilka takich pogrzebów w ciągu roku, a los kochanego syna (panicza) byłby zapewniony.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/281
Ta strona została przepisana.