Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/34

Ta strona została skorygowana.

Pan Sylwester żywo, natarczywie, śmiało wbiegł do pokoju, niezmiernie czule rękę babci ucałował kilkakrotnie, od śmiechu zaczął i ze śmiechem ściskał księdza wikarego, a podwoiwszy wesołości, rzucił się na Kazia oburącz, okazując jak go niezmiernie uszczęśliwiło z nim spotkanie.
Krzesło potém zagarnął najbliżéj babki i paplać zaczął, ciągle powołując do śmiechu. Było to jego rolą zwykłą i obowiązkiem, podkomorzyna uśmiechała się, bo cóż miała robić, przez litość, ksiądz milczał zamyślony, Kazimierz niemal był rad współ zawodnikowi, który przybyciem swém ożywił towarzystwo i uwolnił go od zmagania się ciężkiego na prowadzenie rozmowy.
Zaraz w początku jéj, siwy kamerdyner oznajmił, że herbata była na stole i podkomorzyna poprzedzając gości, krokiem pewnym poszła przez cały szereg pokoi, aż do jadalni za salonem, gdzie czekał podwieczorek. Ksiądz szedł za nią, a dwaj kuzynowie z sobą razem. Sylwester, którego w poufałych towarzystwach zwano „don Silvio“, rozpytywał towarzysza o przybycie.
W chwili właśnie, gdy do salonu przechodzono, zciemniało się nagle i owa burza, przepowiadana w Wygodzie, nadeszła téż na Zamsze. Musiano więc podać światło, a czas jakiś niepodobna było rozmawiać, taki wicher, grad i pioruny razem nadleciały, znęcać się nad starym ogrodem.
Dla gospodarzy była ta burza niebezpieczną, zboże stało jeszcze w kopach, a pozostałe na pniu, mogło się położyć, wichrem i deszczem przybite.
Tak utrzymywał wzdychając, przybyły poważny i sztywny mężczyzna, rządca majątku, pan Atanazy Migura, który na herbatę zwykle się stawił, już dla pomocy do zabawienia gości, już dla wzięcia rozkazów pani, jeżeliby jakie miała do powierzenia. Pan Atanazy prezentował się jak przystało człowiekowi, który w świecie bywał, goście obchodzili się z nim