działa to i obchodziła się z biedną tak, aby spokój wlać w jéj sierocą duszę. Często dawała robotę tylko dla tego aby kapitanowéj zdawało się, że jest tu na coś potrzebna. W końcu stolika siedział, pokłoniwszy się wszystkim po wojskowemu, porucznik Gondrasz, niegdy, jak tytuł przekonywał, żołnierz, dziś, od lat wielu rezydent. Służył on niegdy z mężem podkomorzynéj w wojsku i to mu dawało prawo do łaskawego chleba. Gondrasza lat odkryć nikt nie mógł, bo trzymał się bardzo prosto, a halsztuch twardy trzęsącą się pono głowę podpierał. Wąsy miał wyszwarcowane i perukę jak pani Deręgowska. Małomówny był, ale jadł dużo i dobrze. Czasem, jeśli się rozgadywał, to tylko o swych przygodach za czasów Księztwa Warszawskiego. Grzeczny, potulny, usłużny, powierzchownością jednak starał się on nadać sobie powagę pewną.
Porucznik Gondrasz, jak zégarek regularny, zjawiał się w chwilach dawania do stołu. Podkomorzynę przy śniadaniu witając w rękę całował. Po obiedzie czasem niby się mięszał do rozmowy, zwykle jednak znikał, bo miał nałóg do fajki. W oficynach, w których mieszkał, zajmował się klejeniem misternych pudełeczek, czasem nasadzanych muszelkami, które w podarunkach rozdawał. Były to małe arcydzieła, jeśli nie smaku, to pracy Przy pogodnéj porze z Migurą jeździł na polowanie czasem. Zapraszano go i w sąsiedztwo, dla małéj gry po groszu, bo grał doskonale w co kto chciał, ale namiętności do gry nie miał.
Porucznik miał majętną rodzinę na Mazurach, ale z nią poróżniwszy się, wolał na łasce być u podkomorzynéj, niż u niéj. Utrzymywał, że go skrzywdzono przy jakimś spadku.
Pomimo tak różnorodnego składu towarzystwa, przy herbacie zabawiano się powszednią rozmową bardzo żywo. Podkomorzyna rzucała słówko kiedy niekiedy, wikary więcéj się uśmiechał i słuchał niż mówił, pan Sylwester dowcipkował,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/36
Ta strona została skorygowana.