szkając, nigdy się tu nie zgłaszał. Nie wiem — ale mi się zdaje — że — no, nie wiem — bo to mój domysł tylko... ale bodaj czy pani podkomorzyna nie wezwała go tu sama...
Sylwester i Kazio zerknęli po sobie... i pokiwali głowami... Migura zamilkł... Rozmowa się zwróciła na rzeczy obojętne.
Być bardzo może, iż rządca, mimo grzeczności i uprzejmości dla kuzynów pani, miał trochę skrytéj złośliwości i pragnął im zabić klina, wkrótce bowiem potem zawrócił znowu ku Morawińskiemu, chwalić go zaczął — i bąknął, że z rozmowy z nim dowiedział się, iż ma familią.
— Kto to może wiedzieć — dodał — nasza święta i dobra pani tą wdowią samotnością znużona jest, zawsze ma na pa-mięci anioła tego, pannę Amelią, którą straciliśmy, może życzy sobie ze swéj familii wziąść kogo...
— To może być — potwierdził Kazio — wie pan, że to bardzo być może. Lecz, przepraszam cię, kochany, drogi panie Miguro. Czemużby nie chciała wziąść osoby dobrze wychowanéj, naprzykład kuzynki Maryli, która jest śliczna i miła... Cóż! wziąść na wsi z gęśmi wychowaną pannę Morawińską!!
— Ale to krewni! — rzekł rządca.
— O których lat dwadzieścia słychu nie było — począł Sylwester. — Nie chwaląc się, my, nasza rodzina jedna ją otaczała, służyła jéj, osładzać się jéj starała... te chwile ciężkie.
— Nie ma wątpliwości! — potwierdził Migura i zamilkł.
Rozmawiali tak dosyć długo, chociaż nie bardzo się składała rozmowa, a gdy się drażliwszą stawała, rządca ją starannie ku innemu zwracał przedmiotowi... Nareszcie gdy już i pora obiadowa zbliżała się, dwaj kuzynkowie wyszli zwolna krocząc ku pałacowi.
— Kochanie moje — odezwał się Kazio wyszedłszy — my przed sobą nie mamy co rzeczy w bawełnę obwijać. Znamy się jak łyse konie. Ty i ja jeździliśmy do babuni, w nadziei, że się nam coś z tego okroi... Śliczny majątek! i — jak Boga
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/44
Ta strona została przepisana.