Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/49

Ta strona została przepisana.

szego zakłopotania nie czuć było z wyrażeniem myśli, z doborem słowa... Przychodziło mu ono łatwo i trafne... Nie mięszał francuzczyzny i frazesy jego nie były nią podszyte, lecz płynęły jakoś nader gładko i miały pewien zakrój niezwyczajny. Niezastanawiający się zwykle tak głęboko nad fenomenami mowy, tym razem uczuł to pan Kazimierz, że Morawiński bardzo dzikim nie był człowiekiem... Dostrzegł także, iż ze stołu wziąwszy jakąś książkę, oczywiście francuzką, jakiś czas miał w nią oczy wlepione z uwagą... jak gdyby... czytał i rozumiał.
Strój i mina umiejętności tego języka nie zdradzały.
Ksiądz wikary zlitowawszy się pewnie nad opuszczonym Morawińskim, zbliżył się doń i rozpoczął cichą rozmowę, która poszła raźnie i łatwo.. ale — podsłuchać jéj nie było sposobu...
Przybranych krewnych babuni, ten ktoś, zakrawający na prawdziwego krewnego, który w sercu i rozporządzeniach testamentowych staruszki mógł sprowadzić wywrót najstraszliwszy — intrygował niepospolicie... Panowie Sylwester i Kazimierz byli oba ludźmi nadto dobrze wychowanymi, aby to dali w najmniejszéj rzeczy poznać po sobie, — a jednak niespokojny wzrok ich gonił tę chodzącą zagadkę i zwracał się téż ukradkowo na babunię, aby na jéj twarzy wyczytać, jakie czyniła wrażenie.
Babunia była jak zwykle — panią siebie i spokojną. Przybysz ani ją niepokoił, ani zbytnio zajmował; — mówiła jak zawsze, była dla gości tą uprzejmą gospodynią, miłą i uprzedzającą, jaką ją widzieć nawykli. U stołu rozmowa nie ożywiła się bardzo, ale zlokalizowała. Wikary dużo mówił z sąsiadem. Sylwester dowcipem odgrzewanym bawił babunię. Kazio jadł dobrze i patrzał a podsłuchiwał. Deręgowska udawała, że wszystko słyszy i uśmiechała się.... najmocniéj, gdy ją słuch zdradzał. W czasie obiadu już pan Sylwester osnuł sobie, że zaofiaruje cygaro Morawińskiemu i wciągnie go w roz-