Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/56

Ta strona została przepisana.

cień dwu charakterów, te różnice uczuć sprawiały, że dwie siostry kochały się bardzo. Sprzeczały się nieustannie, ale jedna bez drugiéj żyć nie mogła. I w téj chwili Zosia się cieszyła, że ostatnie kopy Damian za powrotem znajdzie w stodole, Lucyna patrzała na chmurzące się niebo i przepowiadała, że ich nie zwiozą przed deszczem. Zosi się zdawało nawet, że słoty nie będzie, że się to przetrze i rozpogodzi, Lucyna była pewną, że na noc przyjdzie burza i deszcz.
Tembardziéj ją to trwożyło, że i ojciec musiał być w drodze, i brat mógł już do domu powracać. Podróż ojca szczególniéj zajmowała ciekawe umysły dwóch siostrzyczek. Ojciec, pan Andrzéj, jednego dnia odebrał był list z poczty, która tu bardzo opieszale dochodziła przez Łuck i Kołki. Nie mówił nikomu, co on zawierał, chodził jakiś zamyślony dni parę i oświadczył wreszcie półgębkiem córkom, że będzie musiał na tydzień, może dziesięć dni wyjechać z domu za interesem. W ogólności rzadko się oddalał, a nigdy długo nie bawił w podróży, zdziwiło to dziewczęta, zaczęły dopytywać, nieodpowiedział im więcéj nic nad to, że musi jechać za Włodzimierz, że interes konieczny, że to go nudzi, ale potrzeba się wybrać.
Sam wybór w drogę dowodził, że miał zabawić dłużéj niż zwykle, a był wybierając się smutny, nie swój i kilka razy zdawało się jakby zmienił myśl i chciał zostać. Zosia widząc to, namawiała go ażeby Damiana wyprawił na swojém miejscu, pan Andrzéj głową potrząsł, widać, że to było niepodobieństwem. Nie miewał ojciec tajemnic żadnych dla dzieci, i człowiek, choć dosyć milczący, skrytym nie był, tym razem jednak choć się go trochę dopytywały, ani o celu podróży, ani o interesie się nie wygadał.
Lucynka domyślała się już, swoim zwyczajem, czegoś złego, Zosia nawet trochę była niespokojną.
Gdy się żegnali a dzieci dopytywały kiedy się go mogą spodziewać z powrotem, nie umiał im powiedzieć.