Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/64

Ta strona została przepisana.

swe rozmowy, wyśmiewał trochę asystujących babuni kuzynków, i w końcu dał córkom pewne wyobrażenie o Zamszu.
Poszły obie spać z główkami poprzewracanemi tą bajką z Tysiąca nocy.
Pokładły się wprawdzie, ale czy to nadchodząca burza z błyskawicami i grzmotami, czy opowiadania ojcowskie do niewyczerpanych komentarzów służące za materyał, spać im nie dały, dosyć, że nadedniem dopiero usnęła pierwsza płacząc Lucynka, a po niéj długo jeszcze czuwająca Zosia. Nie można zaręczyć czy się im Zamsze i nieznajoma babunia nie śniła. Z wieczora jeszcze nadeszłéj pani Bęczkowskiéj opowiedziały wszystko, a ta co słowo ręce łamiąc i płakała i ściskała panny, radowała się milionami i smuciła rozstaniem z niemi. Pokazano jéj naturalnie pudełka z garniturami, na których widok osłupiała. Wszystko to razem we dworze zrobiło wrażenie nadzwyczajne. Woźnica, który jeździł z panem Morawińskim, nie miał nic pilniejszego, jak pójść do kuchni i tam zebranéj gawiedzi zdać relacyę z podróży i pobytu w Zamszu, opisując pałac, dwór, państwo, bogactwa, i jak tam pana przyjmowano, i co to za ludzi poznał, i jaką mu wódkę dawano, a jak go karmiono.
Chociaż nie wtajemniczony w powody podróży, o powinowactwie pana z bogatą dziedziczką Zamsza coś zasłyszawszy, woźnica wnioski swe czynił, wiedząc, że bezdzietną była. — A juści nie darmo tam pan jeździł — dodawał.
Dowiedzieli się od niego ludzie, że pani ta miała cały klucz pod sobą, że skarby tam były „okropne“.
Klucznica, która już od panien dawno wiedziała, nadeszła na to, aby się jego rozpytać, ale zarazem od siebie dodała, że te wszystkie miliony, nie komu przyjdą tylko paniczowi i panienkom. Uczuli więc wszyscy, aż do ostatniego parobka w kuchni, pewien rodzaj dumy i zadowolenia, jakby się każdemu coś z tego miało okroić. W tych gromadkach po wsiach