Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/80

Ta strona została przepisana.
6.

Była to niedziela, dzień, w którym zawsze w Wygodzie liczne się zbierało towarzystwo. Czyniły się téż ku temu przygotowania należne zawczasu. Berkowski jeździł się sam zaopatrzyć w chleb, bułki i obwarzanki, sama jéjmość czuwała nad porządkiem domowym, stróż, dziewczęta miały w Sobotę więcéj do czynienia, niż przez tydzień cały. W dnie powszednie tolerowała pani Dorota śmiecie po kątach i w mniéj widzialnych kryjówkach, na Niedzielę już dla tego czysto być musiało, że dzień ten nanosił sam wielką ilość wszelakiego brudu i błota. Każdéj Soboty klęła ten nadmiar pracy tłusta Handzia, która więcéj gadała oparta na miotle niż zamiatała, spoglądając złośliwie na chudą Maryś, mruczał na nią Wygoń, a Dzwonek, wypędzany z kątów miotłą, musiał téż dzień ten w psim języku przeklinać.
Już przed wieczorem w Niedzielę, stroili skrzypce i basetlę, dwaj nadworni tutejsi muzycy, oba rodem z Borówki; Maciek znakomity talent, wiolonista, jakiego na okolicę nie było drugiego; człowiek, który nietylko mistrzowsko grał do tańca i dla uszu, ale razem był dobrym murarzem i niekiedy stolarką się zabawiał. Był to człeczek suchy, przymrużający jedno oko gdy mówił, głowa ogromna włosem rozwianym okryta, zabawny, żartobliwy, do kieliszka jedyny, figlarz jakich rzadko, ale statku nie miał. On życie pędził dosyć wesołe, ale w chacie co się działo? Bóg wiedział tylko. Gdy mu żona piszczała, wy tłukł ją i sam do karczmy uciekał. Gospodarz był nieszczególny, za to artysta znakomity. Ludzie słuchać go lubili gdy grał, ale zadawać się z nim nikt nie chciał.
Basetlę trzymał Kuternoga, téż muzykant dobry a człowiek nie ciekawy, równie kieliszkowi hołdujący. Taka jest artystów dola! Świat się na nich nie zna, gorycze topią w kieliszku. Co