sama do ogrodu poprowadziła. O trzy kroki podle mnie przechodzili.
— I któż?
— Stary jakiś, żeby powiedzieć, że pańsko wygląda, no, nie, ale tak jakby nasz Gondrasz, albo co.
— Ot! tociem i ja go widział — począł Bocian. — Też przymierzył pięść do nosa. Gdzie Gondraszowi do niego? gdzie? Słuszniejszy, i ludzką ma twarz, a ten do małpy podobny.
— Et! — oburzył się Fedorek i chciał odchodzić, ale go Berkowski zatrzymał.
— Mówcie bo, nie zważajcie...
— Co on wam powie? co? hm? — przerwał Bocion — ten ma tylko ślepia na dziewcząta. Cha! cha...
— Ale, mówcie no — powtórzył szynkarz.
— Kiedy lepiéj wie pan Bocion, niech sam rozpowiada — rzekł urażony ogrodniczuk, którego ciągnęło do żołnierki.
— Co ty mnie gołowąsie jakiś, pędraku, będziesz Bocionem przezywał — zakrzyknął fornal — albo to niewiesz jak się ja zowię? Patrzcie-no go? jaka mi feneberya! Wara! dam ja ci Bociona, aż siedem kościołów zobaczysz.
Fedorek się trochę cofnął, a fornal popił tylko i siadł.
Zniżył głos ogrodniczuk.
— O starym panu tom mówił — rzekł — no, tak se, ni pan ni ekomon, ni Gondrasz, a panna z nim, gadają córka jego, co ją dla jaśnie pani do kumpanii przywiózł, tęga panna, śliczna.
— Młoda? — zapytał Berkowski.
— A! młoda i urodna, a taki chód jak u naszéj jaśnie pani, zaraz znać że z pańskiego rodu.
— Więcéj nie ma nikogo?
— No, jest chłopak pono z niemi co go z sobą przywieźli, a zresztą nasza służba była, — zapominając urazy wtrącił Bocian.
— Konie po nich chodziły za Bug, aż do Łucka jeździł Ja-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/83
Ta strona została przepisana.