Argument był nieprzeparty, zgodził się pisarz prowentowy, Berkowski poszedł własnoręcznie po essencyę ponczową, aby utrafić jéj proporcyę. Tymczasem ciekawa pani Dorota egzaminowała.
— No, powiedz-że, łaskawco, kiedyś ją widział, jak-że ona jest?
— Mówiłem, panna niczego, ciemne włosy i oczy. Żeby miała być tak przeraźliwie piękna, no to nie, ale téż nie brzydka i patrzy śmiało. Nic nie zdetonowana, choć to słyszę w kiepskim dworku na kilku chatach mieszkało, jakby do pałacu była nawykła. Het, rozpatruje się, pyta, mówi, jakby jéj to nie pierwszyzna.
— Otóż to najgorzéj — smutnie komentowała Berkowska — jeżeli taka śmiała, może zawojować naszą panią. Zwyczajnie osoba w wieku.
— Ale! ale — parsknął Choberski, — naszą panią zawojować! Tego nie bywało i nie będzie! Próbowali różni i bystrzejsi, źle na tém wyszli. U niéj jeden ksiądz wikary, no, ten to prawda, co chce zrobi, ale téż on nigdy nic innego nie zażąda tylko co onaby sama chciała.
— A to święty człek! — dodała Berkowska.
— Prócz niego téż, u jaśnie pani nie ważny nikt tak bardzo — popijając przyniesiony poncz mówił Choberski. — Migura tyle lat służy, czasem mu się chce co przeprowadzić, a niechże jéj nie w smak, tom sam słyszał, zaraz powie: Mój drogi, mój dobry, mój poczciwy panie Feliksie, już ty mi pozwól żebym postąpiła po mojéj myśli. Może masz racyę, a ja mam tylko fantazyę, ale tyle mojego, daj mi zrobić jak chcę. I zrobi swoje.
Szynkarz i szynkarka oboje pokręcili głowami, nie było na to odpowiedzi. Choberski spojrzał na zegarek, poparzył sobie gębę, dopił ponczu, zapalił cygaro, tłustą rękę pani Berkowskiéj pocałował, a szynkarz sam go wyprowadził do wózka,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/91
Ta strona została przepisana.