który z chłopakiem stał przed karczmą, i co żywo ruszył Choberski, starając się wynagrodzić pośpiechem czas stracony.
W gospodzie już się do tańców zabierano. Skrzypce nie tylko się wystroiły, ale niektóre motywa jakby dla podrażnienia nóg, urywane w świat rzucały. Fedorek się przechylając w lewo i w prawo nogami potupywał, a Karolek podśpiewywał. Dziewczęta oglądały się kogo téż miały do wyboru. Nie tracąc czasu parobczaki zaskarbiali sobie laski dziewuch raźno się zalecając, tak, że panny musiały ciągle natrętów rękami trzymać w przyzwoitéj odległości.
Basetla już była w pozycyi, nogi wyciągnięte, kołnierz podniesiony, smyk w ręku, tylko o struny uderzyć. Bocian pił i już sobie tęgo podchmielił, z ukosa poglądając na ogrodniczuka, którému dać porządną naukę okazyi tylko szukał.
— Będzie mnie on Bocionera jeszcze przezywał! — mruczał. — Komu wolno a komu zasię! Ja ci pokażę Bociona. Większa poufałość niż znajomość! Także mi jegomość od wideł i grabi! a do gnoju niezdaro! Przyśni ci się bocion, choć ich już nie będzie.
I popijał.
Berkowski z żoną w kątku naradzali się, smutnemi twarzami zdradzając myśli zgryźliwe.
— Niech on sobie mówi co chce, choćby i ten Choberski — szeptała jéjmość — to nie bez kozery. Stara niedawno ich sprowadziła. Zanosi się na zmianę. Da pewnie odprawę panu Sylwestrowi i Kazimierzowi. Zobaczymy my tu jeszcze ciekawe rzeczy.
— Aby to na gorsze ino nie wyszło! — stęknął Berkowski.
— Juści nie na lepsze pewnie. Jeszcze się z Migurą a z jaśnie panią żyło jako tako, a z nowemi, jak przyjdą, osobliwie takiémi, co do małego przywykli a zechcą we wszystko nosa wtykać, no! to dopiéro będzie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/92
Ta strona została przepisana.