Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/93

Ta strona została przepisana.

— A jak się tobie zdaje! juści to tak z pieca na łeb nie może przyjść! — rzekł cicho Berkowski
— Pewnie, że nie, a no, rozumny człek daleko patrzeć musi.
— Mnie się widzi — dodał mąż pójść jutro do dworu języka dostać.
— A z czémże?
— Ono się najdzie z czém. Do Migury mogę o siano, a z nim pogadawszy ludzie się sami nastręczą. Zobaczę co to tam może być.
— Ino się znów nie wyrywaj bardzo, aby nie myśleli, że już na nas strach poszedł — mówiła baczna Dorota. — Co to jedna karczma na świecie? Jak suchą arendę podniosą, toć się sędzia ze swoją prosi...
— A no to nie Wygoda! — rzekł zafrasowany Berkowski — daleko jéj do niéj.
— Jaki-żeś ty! — ofuknęła szynkarka. — Przypomnij-że sobie czém to była ta karczma, póki my siadłszy, z niéj austeryi nie zrobili? Za nami ludzie wszędzie pociągną. E! co tam. Nie tu, to tam, znajdzie się chałupa aby grosz był, a rozum.
— Otóż to! — westchnął zamyślony Berkowski.
Wtém jak uciął od ucha Maciek a basetla mu zawtórowała głosem ogromnym, jakby za dotknięciem różczki czarodziejskiéj karczma się cała zmieniła, drgnęły nogi, ruszyły się ręce, parobcy chwycili broniące się niby dziewczęta. Kurzawa jak dym podniosła się z podłogi.
Ludzie co stali w pośrodku, potrącani zewsząd, poczęli uchodzić do kątów. Karolek wziąwszy najpiękniejszą dziewczynę, córkę kowala z Borówki, całą koralami obwieszoną puścił się pierwszy, za nim Fedorek z żołnierką, która miała reputacyę, że tańcowała jak żadna. Za niemi inni, co kto napadł brał i okręcał, tak że Handzia co stała sobie z boku, nagle poczuła dwoje silnych rąk obejmujących ją: krzyknęła jak przestraszona i śmiejąc się a rzucając głową, mimowoli téż poszła za innemi.