rwał Sylwester. — Ja w tém nie dostrzegłem nic nadzwyczajnego, prosta ciekawość. Potrzebowała rozrywki.
Szli kilka kroków, pan Kazimierz się zatrzymał.
— Proszę cię, Sylwestrze, nie śmiéj się ze mnie — rzekł. — Mnie się zdaje, że należy nam obmyśléć sposób postępowania. Jeżeli dziewczyna ma szansę zostać faworytą, hm! kto wie, byłoby najwłaściwiéj jednemu z nas się w niéj zakochać. Sam mi tę myśl dawniéj rzuciłeś.
Sylwester odskoczył.
— Wolno! powoli! czekaj! nie strzelaj! — zawołał — ryb nie łówmy przed niewodem. Przyznam ci się, że choć dziewczyna ładna i roztropna i elle à de l’etoffe dałaby się z niéj zrobić przyzwoita hr. Mylska, ale znowu, nie upewniwszy się co babunia myśli, wystarać się sobie o córkę zaściankowego szlachetki, byłoby prawdziwém szaleństwem.
— Mnie bo się widzi, pozwól — mówił Kazimierz — że nadeszła chwila stanowcza i że rzecz jest seryo. Pokrewieństwo, jak wiesz, blizkie. Widoczna rzecz, że będzie wołała swoim dać, niż prawie obcym jak my. Myśl już w tém tkwi. To jawne, to ślepy namaca. Cóż nam pozostaje? korzystać z resztek naszego kuzynowskiego przywileju! Sameś rzekł.
— Cher Casimir! — odezwał się Sylwester szydersko. — Zawsze byłeś w gorącéj wodzie kąpany, i łysinę już masz, a jeszcześ się nie przekonał, że gorączką się rzeczy psują, nie poprawiają. Wiesz, wielki polityk powiedział: świat należy do flegmatycznych i cierpliwych.
— Którym żywi i determinowani z przed nosa wszystko biorą — wtrącił Kazimierz.
— Nieprawda — podchwycił Sylwester — nieprawda. Nie ma jeszcze najmniejszéj pewności, a nawet prawdopodobieństwa, ażeby babunia się w téj zaimprowizowanéj wnuczce zakochać miała. Znamy ją oddawna. Zimna, znudzona, obrachowana, grzeczna, i nie łatwo ją oczarować.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/96
Ta strona została przepisana.