jakie na mnie uczyniła wrażenie. Powtarzam, il y a de l’étoffe, jest ładna, żywa, podobać się może, ale coś dzikiego, szorstkiego, do zbytku śmiałego w niéj jest. Kto wie, jak się to może rozwinąć?
Jakby się umówiły zające, drugi szarak, który się posilał na uboczu, usłyszawszy szelest, pod same prawie wpadł im nogi.
— A cóż u licha dziś z temi zającami! — krzyknął Kazimierz.
Stanęli trochę. Nie byli wcale zabobonni, ale nie lubili jakoś chodzić tam gdzie drogę zając przeskoczył i zawrócili się boczną ścieżką mniejszą.
— Uważałeś — rzekł Sylwester biorąc za rękę kuzyna — atitiudy całego dworu. A! to było nieopłacone! Każdy udawał, że nie patrzy, a wszyscy, aż do tych fagasów co stali z talerzami, jedli oczyma nowo-przybyłą. Migura chwilami słuchając gębę otwierał, Deręgowska zdawała się głuchotę swą przeklinać, a wikary, a Gondrasz, a stary Rzęsnowski. Mówiła śmiało, dużo, no i nieźle, ale czuć w tém było nadrabianie, forsę, zobaczymy ją dziś. Mówił mi Rzęsnowski, że podkomorzy — na rano zaraz, ledwie narzuciwszy szlafrok, poszła do niéj do pokoju, bo ją postawiła obok siebie, i siedziała tam więcéj godziny.
— Bawi ją to — rzekł Kazio.
— I w końcu zobaczysz, przesyci się, zbliży, znajdzie les défants de la cuirasse, pannie da ładny prezent i odprawi ją do domu. Z Panem Bogiem.
Kazio pokręcił głową.
— Proszę cię, widzę więc, że ty wcale do panny Zofii nie masz projektów?
Sylwester stanął, dźwignął ramionami.
— Dotąd nie mam, i zdaje się, że ich nie będę potrzebował mieć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/98
Ta strona została przepisana.