skiego gumna, paździerzem lub wiórami i trzaskami wysłaną. Otaczają ulicę naprzemian chaty, chlewy, gumna całe i pozawalane, zwieszone, w węgłach rozparte, z słupami pochylonemi, z dachami zapadłemi, lub zaczynające się dopiéro klecić; między niemi kawałki tynu (płotu z dębowych szczepów), i starego ogrodzenia z kołków i chrustu. Tu i owdzie z zagrody blada jarzębina wychyla się na ulicę, stara grusza wygląda, lub długi żuraw od studni kołysze się powolnie nad głową przechodnia. Z przodu chat nizkich, pokrytych nie szczelnie czarnemi już od dymu dranicami, zaledwie do krokwi przymocowanemi, widzisz tylko pod okapem wystającym niewygodną przyźbę, często z położonéj pod ścianą odartéj z kory kłody składającą się; nizkie drzwi od dziedzińca, zniżone jeszcze wysokim progiem, nie dopuszczającym wejścia do sieni blizko stojącéj kałuży; małe okienka, z umyślnych szyb okrągłych zielonych, do dna butelek podobnych, złożone. Rzadko nieforemne szybki bielsze z cienkiego szkła pospolitego, kupione z gotowém oknem na jarmarku, zastępują pospolite, krągło-szybowe
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.