Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dziw, mąż powrócił — rzekł ekonom — ale ja dam na to radę: zaraz go znowu z lichem wyprawię, humor się poprawi, już wiem w co grać, żeby mu lżéj było!
Całą noc o jedném tylko myślał Tadeusz: jak się od męża uwolnić, jakim sposobem tę kobiétę miéć swoję i na zawsze. Jedne od drugich dziksze i niepodobniejsze do spełnienia pomysły przychodziły mu do skołatanéj głowy. Raz chciał się mścić okropnie na chłopach, to znowu myślał ich łagodnością przekupić, zapłatą usta im zamknąć; to jeszcze porwać ją i uciekać daleko. Ale wszystkoto były myśli latające po głowie i migające tylko, jak jaskółki na niebie: żadna z nich nie usiadła na gniazdzie.
Kręciły się jednak po mózgu bezustanku, aż sen gorączkowy zamknął powieki po północy, przedłużając jeszcze te męki, których Tadeusz doznał na jawie. Sen był tylko straszniejszym, dalszym ciągiem marzenia na jawie; ale wyżéj od niego, silniéj od niego wspinał się niczém niekrępowany, dziwaczny, splątany, pokazując naraz, obok siebie, złote obrazki przeszłości