Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

z sokołem moim: słodko jak w raju. Kiedy on mówi, to jakby miód z ust płynął; kiedy przy mnie siedzi, zdaje się, że nic już nie braknie, nic więcéj niepotrzeba: i jeść i pić się zapomni, i chłodu nie czuje, i burzy nie zobaczy: śmierćby przyszła i nie uczułabym jéj. Wrócisz do chaty, serce się ściska, choć dzieci witają, choćto swoja chata. O! ale nie tu już moje życie! O! piękna miłość pańska, ale czemuż miga ona jak błyskawica, a po niéj tak ciężko żyć?
W téj chwili mąż się przebudził, a Ulana poszła do komina, na którym już gasły zczerniałe łuczywa.
— E! Ulana! — ozwał się Oxen.
— A czego chcesz? — odpowiedziała śmiało kobiéta.
— A jużty tu — rzekł stary — przyszła taki do chaty. Gdzieżeśto była, jak my ciebie do północka szukali.
— Uciekłam, boś mnie bił.
— Jeszcze ja i dziś to potrafię.
— Toś się jeszcze nie wytrzeźwił.
— Będę ja tobie trzeźwy, pokażę ja ci co umiem!