— Dobrze jeszcze, że ona mnie darowała; wszak się ona do mnie porwała: tak zhardziała. Licho jéj teraz da rady. Niechaj sobie robi co chce, przyjdzie koléj na mnie. Sto czortów...
Lewko pokiwał głową.
— A ty jedziesz znowu?
— Cóż robić, kiedy wyganiają.
— No, to my na nią będziem oko mieli — rzekł Lewko.
— Ja jéj dopilnuje — dodał Pauluk.
— Sto czortów! — spluwając zawołał Oxen, — niechaj teraz robi co chce, dajcie jéj pokój.
— Cóżto, Ułas ciebie ugadał?
— Nie Ułas, ale ja sam się namyślił. Toćto nie ja piérwszy, nie ostatni, a z panem taki nie wojować. Dam ja im rady, kiedy się oni nie spodzieją i zapłacę za swoje. Teraz licho z niemi. Darmo nie pilnujcie, bo nie upilnujecie, już na to poszło; zdajcie resztę na mnie, ja gospodarz, moja biéda i moja szkoda, i mój kłopot.... to i radę wydumam.
Tak gadając kiwał głową, a w głosie jego przebijała się stłumiona zemsta do czasu, i pasowanie się bezsilnego z przemocą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.