Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

dnego wspomnienia, żadnego uczucia przywiązanego do przedmiotu nie znajdziesz. Jestto jeszcze stan wpół dzikiego ludu, nie myślącego o niczém, nad zaspokojenie piérwszych swych potrzeb zwierzęcych. Zaledwie dziecinne młynki na rowach, i ogródki pod chatami, w których złoci się nogietek, kwitnie czasem malwa i mak czerwony jaśnieje, dowodzą, że i tu dzieciom młodym wolno się czasem pobawić. Niedługo jednak i dziécię zaczynając od pastuszkowania i niańczenia młodszego rodzeństwa, wchodzi w żywot pracy, rzuca swoje zabawki nazawsze, a dziéwczę wyszedłszy za mąż, nie myśli sadzić kwiatków, ni stroić się w kwiatki.
O! jak lżéj, swobodniéj nad jeziorkiem, niż w téj chacie smutnéj i brudnéj. Na wzgórzu masz dom dziedzica, który wiankiem otoczyły topole przeglądające się w wodzie; ostawiony śpichlerzami, gumnami, stértami i stogami siana. Wśród drzew widać tam i gołębnik, i żuraw studni, i próżnujący wiatrak z tyłu na pagórku, któremu wiatr lasy kradną: to téż większą część roku spoczywa.