I już Tadeusz objął ją gorącym uściskiem, już milczeli, i oddech tylko ciężki, zapalone oczy, ściśnięte dłonie, świadczyły o uczuciach.
— A! — spytał Tadeusz po chwili — gdzież twój mąż, wszak wrócił?
— Pojechał znowu — z wyraźną radością odpowiedziała kobiéta.
— Dokąd? jakto?
— Posłali go pod żołnierzy.
— On wié o wszystkiém.
— Wié, wié! ale cóż z tego! On wybił mnie nawet wczoraj. Jeszcze mam znaki.
— Śmiał cię uderzyć?
— O! to mnie nie bolało, a dziś jużem ze wszystkiém zapomniała: wszakto dla was mnie bił! a dla was, o! choć umierać!
Tadeusz uczuł łzy na oczach a gniew w sercu.
— Jakżeś się ośmieliła tu przyjść, kiedy wszyscy na ciebie patrzą.
— Niech patrzą, niech widzą sobie — odpowiedziała kobiéta, chwytając go z uniesieniem dzikiém, i patrząc na niego temi oczyma, któremi tak cudownie do niego przemawiać umiała. Niech mnie choćby zabiją: mnie to jedno. Wszak pań-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.