Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

go i zaraziła łatwo namiętność, zabiło serce, zapaliła się głowa, pękły te myśli, któremi jak węzłami ostatniemi trzymał się świata, wyobrażeń przyzwoitości, godziwości: zamknął oczy i rzucił się w przepaść.
On nigdy nie spodziewał się zajść tak daleko. Piękne oczy Ulany zachwyciły go swym blaskiem, wyrazem, swą mową niepojętą o czémś tajemniczém; ale nie przewidywał tak gwałtownéj namiętności w sobie, nie spodziewał się od niéj. Teraz sunęli się już w pędzie z wierzchołka góry i nic ich wstrzymać nie mogło.
Ale on mógłże długo wyżyć taką miłością? Nie wiem.
Po tygodniu przyszedł dla niego drugi peryod namiętności. Zaczynał, czując się szczęśliwym, budować swoje jutro, myśléć o przyszłości. Ona zawsze jeszcze trwała w piérwszém zapomnieniu na wszystko, zaślepieniu i obłąkaniu. Dla niego szał się przerzedzał jak mgła, i przezeń już widać było otaczający świat. Ona nic nie widziała prócz niego. Dla niego Ulana była zawsze piękną, zawsze gorąco pożądaną, choć niepojętą kochanką: ale już rozum wskazywał na sine,