Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

nie ubodło ją także, choć zresztą rada mu była. Obojętność jego nie była prawdziwa: ona pokrywała gniéw bezsilny, utajony w sercu do czasu, wzmagający się stłumieniem i mający się kiedyś wylać okropniejszym. Tadeusz także niepokoił się, widząc go tak milczącym i na pozór obojętnym; on znał ludzi i wiedział, że w prostym człowieku chęć zemsty niczém się stłumić nie da: przeczuwał przychodzącą. Ale Oxen ilekroć spotykał pana, pokornie zdejmował czapkę, zniżał się do kolan i z chytrą uniżonością pozdrawiał go.
Aby rozbroić wieśniaka, pan użył teraz wszelkich łagodności sposobów: myślał go zwyciężyć nią, przekupić.
Mylił się bardzo: Oxen wszystko przyjmował, nie okazując ani radości, ani wdzięczności najmniejszéj, ani podziwienia; niekiedy tylko chytrze się uśmiechnął. Całą zapłatą za wszystko, było zupełne niejako zaparcie się żony.
Była w domu: nie widział jéj prawie; nie była, nie spytał się o nią; wychodziła z chaty, nie wstrzymał jéj ani półsłowem; wracała w nocy, nie dowiadywał się zkąd. Większą część czasu