Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

I Ulana patrzała, a nie zapłakała, tylko wlepiła oczy w Tadeusza, jakby wejrzeniem powiedziéć mu chciała:
— Wszystkiegom się zaparła dla ciebie.
Tadeuszowi zamgliło się w oczach, zerwał się z krzesełka, chciał biedz do pokoju i upadł na progu.
Bezprzytomnego słudzy zanieśli na łóżko, i znowu opanowała go gorączka straszniejsza jeszcze niż wprzódy, bo wywołana dusznym uciskiem i zgryzotą. Słowa lały mu się z ust, malując okropny stan wzburzonéj duszy: odpychał nieszczęśliwą we łzach Ulanę, klęczącą u łóżka; zrzucał z siebie nakrycie, chciał biedz ratować pożar; obwiniał się o zabójstwo, mył ręce od krwi, którą widział wszędzie. To znowu mary jakieś odpychał, zakrywał oczy, drżał i płakał, a potém ze łzami, z pokorą, tłumaczył się przed ojcem i matką:
— Jam nie winien — mówił — jam nie winien, ona nie winna: on się sam zabił, on umarł, on się spalił. Jam go nie zabił! Ta krew, to nie jego krew, to moja.... Skaleczyłem się, boli mnie... w sercu mnie boli. Trzeba uciekać; bę-