Litość tylko nad sobą i nad nią wstrzymywała go jeszcze. Czuł, że onaby umarła, że bez niéj byłby nieszczęśliwy, choć z nią szczęśliwy być nie mógł.
Ulana nie zrzucając swego wiejskiego stroju, pozostała we dworze niestannie przy nim. Dzieci, chata, nic ją już nie obchodziły, i codzień mniéj myślała o nich. Tadeusz wstydził się, a odepchnąć jéj nie mógł, nie umiał, nie miał odwagi. Dozwolił jéj stać się prawie panią w domu samowolną, towarzyszką wszystkich godzin życia, często natrętną, a zawsze przedmiotem szyderstwa dla ludzi. Ją ani szyderstwo, ani wzgarda otaczających nic nie obchodziły: nie zważała na nie, lub dumą za nie płaciła. Czuła się panią, choć z swego panowania dla siebie tylko korzystać chciała, dla namiętności swojéj.
Tak upływał czas i Tadeusz do zdrowia przychodził, ale nie wrócił do dawnéj wesołości i swobody. Czarna chmura wisiała nad bladém jego czołem nieustannie: pieszczoty Ula-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.