ko wysłanemi betami, ławka, stolik. Jeszcze tu gęściejsza ludność, jeszcze dziwniejsze (jeśli być mogą) wyziewy. Otóż karczma poleska — serce wsi.
Tu to zobaczysz starców wlokących się, żeby zalać w głowie resztę rozumu i pamięci; kobiéty oszarpane i brudne niosące krupy, jaja, kury, często ostatnie berdo z warsztatu, za kwartę wódki; dziéwczęta pijące dziesięcią łykami jeden kieliszek, chłopców zziębłych, zasługujących się pani arendarce za kropelkę tego czarownego napoju. O! ileż tu scen, których połowa ludzi, że są nizko, nie widzi, druga połowa nie sądzi godnemi bliższego przypatrzenia się i zajęcia. Ile tu ciekawych rozmów obija się o te brudne ściany, ile kłótni, ile powiastek! I nikt nie patrzy, i nikt ich nie słucha; a przecie i to są ludzie. Tu najszczerzéj w nich może odkrywa się niczém nieskrępowana natura ludzka, nagi człowiek jak wyszedł z rąk bożych, którego tylko trochę udawania nauczyli panowie, a trochę wiary duchowni.
Ale czas zajrzéć do dworu i wyjść z karczmy. Pan téj wioski, sam jeden, nieżonaty,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.