zacięły, smutek królował na zestarzałém i wywiędłém przed czasem obliczu.
— Słuchajno — rzekł August — kiedyśmy się spotkali, gadajmyż już z sobą szczerze: prawda to, co o tobie plotą?
— A cóż plotą? — z bolesnym uśmiechem Tadeusz spytał.
— Żeś się tam zakochał, czy nie wiem jak nazwać, w jakiejś chłopce, że cię mąż spalił, że potém...
— Wszystko prawda — odpowiedział żywo. — Zakochałem się, i widzisz do czego mnie to doprowadziło, jak wycieńczyło, wysuszyło. O! bo wiele przecierpiałem! Ale dla takiéj miłości jak jéj miłość, warto cierpiéć było!
August się rozśmiał.
— No! no! dajże pokój! Przyznam ci się, że nie pojmuję takiéj miłości. Jestto jakiś szał; chwila jeszcze, ale tak długo trwać nie może.
Tadeusz się uśmiechnął i ruszył ramionami.
— Nie znasz jéj, nie pojmujesz namiętności, przywiązania téj kobiéty. Doświadczyłem jéj sto razy w czasie okropnéj mojéj słabości: wyschła, nie wstając od nóg moich. Poświęciła
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.