— Tadeuszu, tyś oszalał! Cóż myślisz, zestarzeć się, zerdzewiéć, zeschnąć przed czasem u nóg twéj wiejskiéj Omfalii? Wartaż ona, abyś jéj cały świat, nadzieje, przyszłość poświęcał?
— Ona mi poświęciła wszystko.
— Ale w końcu ty się zabijesz, zamęczysz, ty nie wytrzymasz, ciebie jednostajnością struje to życie bez żadnych rozrywek, bez wypadków, bez środków ożywiających. Póki z nią będziesz, musisz się od całego świata oderwać, bo nasz nielitościwy świat nie przyjmie cię nigdy. Jesteś pod banicyą i infamią.
Tadeusz westchnął.
— Trzeba ciebie ratować — mówił daléj August.
— Jestem zginiony — odpowiedział Tadeusz — daj mi pokój. Cóż komu do tego, kiedym szczęśliwy.
— Szczęśliwy! — zawołał August — ale bo ty się oszukujesz, ty nim nie jesteś; spójrz na siebie, wnijdź w siebie: ty się męczysz okropnie w ukutych przez siebie kajdanach.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.