Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

W téj chwili psy zaśpiewały i myśliwcy porwali się do strzelb. Wkrótce potém kilka strzałów na boku słyszéć się dały, a Tadeusz zniecierpliwiony zarzucił fuzyą na ramię.
— Chodźmy do domu — rzekł.
— Chodźmy.
Po drodze rozprawiali znowu, i Tadeusz opowiedział szczegółowo przyjacielowi dzieje swojego serca. W mowie jego przebijało się tyle smutku, tak znać było, że teraźniejszość ciężyła mu kamieniem, iż August przejęty litością, postanowił w duchu odciągnąć Tadeusza od Ulany, od samotności dla niego zgubnéj, i szału, co mu dziwaczność własnego położenia odkrywał. Często bardzo świeżo ze świata innego, z inném usposobieniem i sposobem widzenia wpadający człowiek, piérwszy otwiera oczy zaślepionemu długiém osamotnieniem.
Człowiek z najdziwniejszém położeniem powoli się oswaja, brata, i bierze je za konieczne; oko nieprzywykłego do tego widoku, uderzającym sposobem widzi jego śmieszność. Tak, żyjący w dusznéj atmosferze więzienia oswaja się z powietrzem jego; wchodzący doń ze świata