Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Tadeusz zobaczył ją, odwrócił się, zaczerwienił. August także domyślił się w téj kobiécie, czarnemi, płomienistemi patrzącéj oczyma, kochanki przyjaciela, Ulany. Stanął na progu i wlepił w nią oczy ciekawo zdziwione; aż zapłoniła się pod niemi Ulana, spuściła głowę i odejść od okna musiała.
— W istocie piękna — rzekł August — ależ tyle po świecie piękniejszych!
Tadeusz wchodzący w téj chwili we drzwi, wykrzykniku nie posłyszał. Cały dzień bawił August, i Ulana pokazać się nie mogła: dwa, czy trzy razy podbiegła z dziecinną ciekawością i wieszczą obawą do drzwi, i uciekać musiała. Tadeusz na chwilkę przyszedł do niéj; ona naiwnie go pytała niecierpliwiąc się:
— Kiedy on pojedzie?
— Nie wiem — odpowiedział Tadeusz zimno i skłopotany.
A gdy wyszedł, szła za nim oczyma, duszą, żądzą, ciekawością, obawą, i siadała smutna płakać. Na sercu jéj było czegoś tęskno i ciężko.
Nadszedł wieczór: August nie odjechał. We łzach padła na posłanie w swojéj izdebce i przy