kobiéty. Opadły ręce wzniesione, słupem stanęły oczy, zabiło silniéj jeszcze serce. Ulana już nie patrzyła na drogę, ale biegła ku dworkowi, biegła, otwarła drzwi, zasłoniła oczy i padła na ziemię.
A co się działo w jéj duszy? — To, co w dzień ostateczny dziać się będzie ze światem naszym, a czego słowa nie opiszą.
Tymczasem toczył się powóz przed dom; i z chlebem i solą witali słudzy panią, a pan Tadeusz wysiadał posępny, chmurny, niespokojny, podając jéj rękę. Wzrok jego biegł wokoło, bał się spotkać wzroku Ulany; zastanowił się na oknie jéj izdebki. Ono było zaparte, milczące, ciemne. Odetchnął, weszli.
Za piérwszym powozem wtoczył się drugi i trzeci: zawrzało gośćmi, zaszumiało, poweselało, rozruszało się wszystko. Z kominów puściły się dymy, gwar w dziedzińcu, gwar w domu, ruch wszędzie.
I pan Tadeusz, gdy piérwsza chwila strachu minęła, rozweselił się, rozchmurzył, rozgospodarował, ożywił, żonę przyjmując.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.