Całkiem pustelnik, wyrzekłszy się świata, bo nawet do najbliższego nie jeździł miasteczka, chciał żyć sobie tylko, nie zważając na nic i nikogo, i całym dniem rozporządał jak chciał, jak zamyślił. Nie miał interesów żadnych, nic mu nie przeszkadzało, i rad był swojéj swobodzie, przekładając ją nad życie miejskie, a w duchu obiecując sobie, że do niego już nigdy a nigdy nie wróci.
— Czyż jeszcze niedość znam ludzi? — mówił do siebie. — Czyż znowu cierpieniem miałbym nowe doświadczenia płacić? Na co! Czyż mi nie dość? Ilużto ludzi nie ma téj swobody, takiego kątka, takiego życia jak moje, niezawisłości mojéj. Ilużto jeszcze mogłoby mi zazdrościć? Na co mi świat, kiedy mi wystarcza Jakób, pies, strzelba i kilka ulubionych książek; kiedy mam las, wodę, ziemię, powietrze moje, kawałek mojego nieba; kiedy o nic nikogo nie proszę i nie mam natrętów, i jestem tak dobrze, tak spokojnie sam jeden! I tak życia łódkę do brzegu dobić można, nie szukając szérszego morza i burzy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.