Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

go rozdwojenia w duszy. Dla innych, jest ono cierpieniem nieznośném. Często śmieje się jeden z płaczu drugiego, wyszydza jego czynności, grozi przyszłością, i wśród najżywszéj rozkoszy wskazuje chmury rodzące się na niebie, rozbija rozkosz analizując ją, obnażając ją niedowiarstwem swojém. Zimnyto rozum, co jak strażnik siedzi wysoko, patrzy pod nogi, i ostrzega i szydzi. Rzadko człowiek mu posłuszny i mści się rozum na nim szyderstwy, mści się wyrzutami późniejszemi. Im go mniéj słuchają, tém ostrzéj dojada, tém boleśniéj kąsa, tém więcéj szydzi. O! to męczarnia! Serce leci do świata, człowiek wyciąga ręce, czuje się już szczęśliwym, chwyta swoje szczęście, a ten głos okropny Cassandry, którą w łonie swém nosi, krzyczy mu nad głową nieustannie: zobaczysz jutro to twoje szczęście! Albo: przypatrz się coś otrzymał! — I naówczas człek patrzy, zaczyna nie wierzyć, przestaje być szczęśliwym.
Ten głos ducha zawsze się przeciwi woli człowieka, zawsze z groźbami staje wpoprzek jego drogi. Niestety! on zawsze prorokiem zniszczenia i prawdziwym prorokiem!