w jego sercu, że się zatrzymał i usiadł czując potrzebę smutku, potrzebę tęsknoty.
Cały ten ruch wieczorny wsi przeszedł drugim brzegiem jeziora naprzeciw niego, i posunął się mimo karczmy do sioła. On siedział i patrzał, a mimowolnie oczy jego zwracały się na chatę Ulany, z któréj dymnika czarny, smolny dym się unosi. Słychać tam było w téj stronie z rykiem bydła pomieszane głosy wracających z pola, i dzieci witających matki, i śmiechy! Są jednak szczęśliwi w tém życiu, pomyślał: — może prędzéj i mniejszym kosztem niż w inném. Chléb dla nich wszystkiém, a dzięki Bogu, nie są głodni i nie będą.
Jakiś szelest dał się słyszéć za nim, ktoś przeszedł mimo. Jakby naumyślnie na rozdrażnienie go, byłato Ulana. Tadeusz powstał, chciał ją zatrzymać. Ona biegła z wiadrem wody, spojrzała, uśmiechnęła się i uciekła. Nie chciał jéj gonić, bo z drogi widać ich było, mógłby był kto zobaczyć: a mąż! Wówczas byłoby piekło w chacie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.