które zalotność zaostrza, którym chciwość może blasku dodaje, a fałsz ponętniejszemi jeszcze czyni; marzyć dla szaréj siermiężki w któréj chodzi rzeczywistość: — to głupota!
Wyszedł i trzasnął drzwiami za sobą, a w sieniach zastał — kogoż znowu? Ulanę. Tą razą śmielsza podniosła przeciw niemu swoje czarne oczy.
— Co ty tu robisz?
— Że byłam dawniéj we dworze i umiem prać, wzięli mnie do pańskiéj bielizny.
— A dworscy pewnie temu bardzo radzi?
— O! Ale ja? Mąż aż tu przychodzi śledzić za mną. To nieszczęście!
Tadeusz ruszył ramionami, a widząc ekonoma na dziedzińcu, zawołał na niego:
— Panie Linowski! każ WPan, niech Oxen Honczar....
Na te słowa kobiéta pobladła i uciekła.
— Niech Oxen Honczar, — kończył Tadeusz — w ten moment wybiéra się w drogę. Ma on konie?
— A ma panie, i jego najlepsze.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.