Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Nazajutrz rano wybiegł w las, rozbierając jeszcze w myśli wczorajszą swoją przygodę; wstydził się sam przed sobą i żałował swéj nocnéj przechadzki. Postępowanie téj kobiéty siedziało mu w sercu jak niepojęta zagadka. Raz myślał, że to było udaniem zręczném; to znowu usiłował pojąć cnotę kobiéty w stanie, w którym zwykle wyobrażenia jéj nie mają, a pańskie zaloty uważają za pociechę i pożądany wypadek raczéj, niż za postrach i nieszczęście.