bija w nim duszę. Lecz próżnujący Tadeusz, którego całém zatrudnieniem były myśli tylko, w swojéj głowie najdziwniéj marzył, a prześladowany wzrokiem Ulany, niepojętym jemu samemu wzrokiem, szukając go wszędzie, pragnąc nieustannie, błądził, aby się z nim spotkać.
I myślał sobie: tylu ją otacza i widzi, tylu ludzi, czemuż nikt tego w niéj nie dojrzał co ja? Prawda, że to są inni, daleko inni ludzie, ale zdaje się, że siła tego wzroku powinnaby duszę obudzić w umarłym, rozpowić ogłupiałego nazawsze, prorokiem uczynić prostaka, poetą niemego.
Potém żałował Ulany, że była Honczarychą tylko, że musiała pracować razem z bydlęciem i tyle co bydlę: chciał ją wywieść z téj niewoli trudu. Ale jakim sposobem? Cała wieśby to spostrzegła, a ona sama, czy kosztem spokoju domowego chciałaby trochę swobodniejsze życie okupić? O! pewnie nie.
Tymczasem, gdy się to dzieje, Oxen, mąż Ulany jedzie do Berdyczewa, a Tadeusz codzień to tu, to tam ją widząc, zbliża się do niéj powoli, oswaja ją z sobą i myślą przeniewierstwa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.