Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

do ostateczności przywiedzie. Wówczas zrozpaczony, podłoży ogień pod tok i dwór, a sam uciecze. Jeszcze jednak stary Lewko nie był tak pewien swego, aby już dumać o zemście; czarne tylko domysły uwijały mu się po głowie. Poszedł do karczmy, po drodze spotkał ojca Oxenia, starca drżącego, wlokącego się o kiju, co już na łasce syna żył w chacie i powiódł go z sobą do karczmy.
Tam w kącie, za stołem, nad kwartą posadziwszy starego, Lewko jął go wypytywać:
— Widziałeś ty kiedy pana w swojéj chacie?
— Mówili, że raz przychodził się wody napić.
— Albo co?
— Nic, ot tak. A często Ulana chodzi do dworu?
— Jak zawsze; albo co?
— Nic. A nie widziałeś kiedy pana włóczącego się koło waszéj chaty?
— Czasem.
Lewko się podparł i zamyślił.