— A nie nocowała Ulana we dworze?
— Nie, nigdy. Cóżto, ty myślisz co złego na córkę?
— Nic, stary, ale się boję: pan młody, ona piękna, a diabeł nie śpi.
— I dajcież pokój panu. Czy jemu to w głowie; on z fuzyą a z psami, aby po lesie włóczyć się, to jemu dosyć!
— Oj nie bat’ku! nie! Coś ja widzę, coś ja myślę, a ja nie myślę nadarmo. Nie gadajcie tylko przed nikim, ale mnie się zdaje, że oni się z sobą zwąchali: oni się znają!
— Tać Ulana dawniéj służyła we dworze, a nigdy tego nie było, a teraz kiedy sama gospodynią w chacie i z dziećmi, żeby jéj dur na głowę przyszedł.
— A pamiętacie wy Nastkę Prokopową — rzekł Lewko.
— O! o! a cóż, pamiętam.
— Żyła lat pięć z mężem, a ekonom ją potém zbałamucił. Prokop dał jemu w lesie w skórę, złapawszy go z żoną. Ekonom nazajutrz oddał we dworze na pańszczyznie we dwoje, a potém...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.