Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pryśka nie matka — odpowiedział stary wchodząc we drzwi. Ale idź z Bogiem, kiedy chcesz. Obejrzał się jeszcze i poszedł natuliwszy czapkę na uszy. Ulana ruszyła ramionami i pobiegła do dworu.
Ale ona nie szła do ekonomowéj. O! nie! Już nie piérwszy to raz, na zawołanie pana biegła z nim w las, lub do ogrodu, i uplątana w tę miłość pańską, o któréj tyle w piosenkach słyszała, zapominała już na dzieci, na chatę, na męża, na wstyd, na wszystko, bo kochała pana. Jak się to stało? zkąd to przyszło? — sama nie wiedziała. Płakała czasem nad sobą, a szła do niego i poświęcała swój spokój, wszystko swoje za trochę szału, którego połowy lepszéj nie pojmowała, słuchając go jak dalekiéj pieśni, co ją wiatr rozerwaną, niezrozumiałą, a jeszcze piękną do uszu przynosi.
Z nim razem całe nocy, w ogrodzie albo w gęstwie lasu ukryta przesiadywała; i milcząc rozmawiali lub niewielu słowy, a w téj rozmowie tyle było rzeczy! Byli szczęśliwi szczęściem jakiémś osobliwszém, niepojętém, potworném,