dą w ręku i spoglądała na męża, ale tak, jakby go nie widziała, jakby gdzieindziéj zupełnie była myślami i duszą; bojaźń przechodziła po niéj dreszczem i migała przed oczyma łzami.
Przyjazd Oxenia obudził w niéj zgryzoty, przestraszył, przerwał słodką już przędzę kilku dni, kilku nocy z Tadeuszem spędzonych. Kobiéta myśląc jak przyjdzie to porzucić i wrócić znowu do swojéj chaty, do męża, do dzieci, a lubego nie widziéć, nie kochać i nie siedziéć z nim swobodnie długich wieczorów: płakała krwawemi łzami w duszy, bo oczyma nie mogła. Wszyscy na nią patrzali; uśmiechała się konając w głębi serca ściśnionego tą walką.
Stary Honczar obaczywszy dzieci, którym dał po jabłku, dowiedziawszy się o dobytku, dawszy żonie chustkę na gościniec przywiezioną, nie troszczył się już o więcéj i poszedł z dwoma staremi, z ojcem i teściem do karczmy. Do nich przyłączył się młody Pauluk brat Oxenia, który najbaczniéj niejako z tradycyjnego obowiązku strzegł Ulany, i najlepiéj wiedział o wszystkiém, a najpilniéj chciał o tém uwiadomić Oxenia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.