— Człowiekowi, który publiczny daje skandal swém postępowaniem, powierzają redakcyą tego swego pisma, które ma bronić prawych zasad!
— Kto? Młyński.
— A cóż to, WPan nie wiesz? żyje z aktorką, bałamuci hrabinę Wartską, która za nim szaleje, że zmysły traci, a stara się o jéj córkę... Śliczna moralność! piękny mi człowiek do prawienia kazań i prowadzenia drugich...
— Ale to nie może być! to nie może być, przerwał Damian...
— Dla czego? że ty ślepy jesteś? podchwycił Drabicki — on się jeszcze wcale z tém nie kryje... Codzień siedzi, obiaduje, rządzi w domu hrabinéj, obie bałamuci i mamunię i curunię... a późne wieczorki spędza u ślicznéj Leny... z którą, jak się zdaje, znajomość sięga tych czasów, gdy ona jeszcze żadnych nie miała!!
Mówił to pan Drabicki na pół głośno, nie troszcząc się wcale o to, że go słyszał oberkelner bardzo ciekawy podobnych wiadomostek i parę osób przypóźnionych w bocznym gabinecie.
Gdy p. Damian dopił szampana... zamyślony Redaktor wysunął się po cichu szukać Izydora... Chciał się jego złotém piórem posłużyć.
Czy go znalazł, nie wiadomo, ale nazajutrz między wiadomościami krajowemi czytano artykuł następujący.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/102
Ta strona została skorygowana.